Bez samochodu, ale czy z sensem?


Dzień bez samochoduDzień bez Samochodu Unia Europejska obchodzi 22 września od 2002 roku, ale już wcześniej ruch ekologiczny promował ideę zerwania na jeden dzień z najbardziej trującym i terenochłonnym środkiem poruszania się, który przez ostatnie 100 lat tak bardzo zmienił nasze miasta i nasze życie.

Pomysł Dnia bez Samochodu zaczął lansować na początku lat 90. zasłużony działacz antysamochodowy Eric Britton. W opracowaniu z 1994 roku wyłożył konstytutywne elementy tego wydarzenia:

  1. Spędzić jeden dokładnie przygotowany dzień powszedni bez używania samochodu;
  2. Uważnie obserwować, co dzieje się tego dnia;
  3. Publicznie i wspólnie omówić to doświadczenie i wyciągnąć wnioski na przyszłość.

Britton od początku proponował, aby Dzień bez Samochodu ogłaszało miasto, używając swojej mocy prawotwórczej w swoich granicach. Jednocześnie, zachęcał wszystkich do eksperymentów z „odstawianiem” samochodu na jeden powszedni dzień na własną rękę – samemu albo w towarzystwie znajomych. Już wtedy posługiwał się kategorią uzależnienia od samochodu w obu jego aspektach. Po pierwsze, chodzi o wymuszanie przez politykę transportową używania samochodu, a po drugie – zakorzenienie się tego zwyczaju na tyle głęboko w umysłach niektórych, że uniemożliwia racjonalny wybór innego środka transportu.

Po kilku latach Dzień bez Samochodu stał się inicjatywą Komisji Europejskiej, następnie rozbudowaną do Europejskiego Tygodnia Mobilności (w Polsce nazwanego przez koordynujące go Ministerstwo Środowiska Europejskim Tygodniem Zrównoważonego Transportu). Nazwa ta zwraca uwagę, że celem systemów transportowych miast jest umożliwienie mieszkańcom sprawnego poruszania się, a nie możliwości dojechania wszędzie samochodem. W swoich materiałach Komisja naciska, aby wypełnić wydarzeniami cały tydzień i zaangażować urzędników możliwie wysokiej rangi.

Co ósme miasto w Polsce

W Polsce w obchodach bierze udział bardzo wiele miast. W 2009 roku było ich aż 127 (na świecie – ponad 2000). Ilość ta jednak nie przechodzi w jakość działań. Świadczyć o tym może chociażby fakt, że od czasu wyróżnienia Krakowa w 2003 roku żadne z polskich miast nie liczyło się w wyścigu o European Mobility Award, którą Komisja Europejska nagradza najlepsze miasta biorące w kampanii (punktując głównie trwałe zmiany). Nic w tym dziwnego – Komisja Europejska od lat stawia jasno, o jakie obchody chodzi. Po pierwsze, o testowanie restrykcji dla indywidualnej motoryzacji – czyli zamknięcia ulic dla ruchu samochodowego – najlepiej długich odcinków w centrum. Po drugie – o wprowadzanie środków wspierania zrównoważonej mobilności na trwałe. Wydawany corocznie przez Ministerstwo Środowiska (krajowego koordynatora kampanii) raport z działań polskich jest niestety w większości katalogiem akcji, jakich europejscy organizatorzy chcieliby uniknąć. Pomysł wyłączenia pewnych ulic z ruchu nie pojawia się nie tylko w katalogu rzeczywistych aktywności, ale nawet w komunikatach prasowych. Zamiast tego czytamy o rekreacyjnych rajdach rowerowych (choć wiadomo, że to raczej nawyk transportowania się rowerem prowokuje później do używania go do celów rekreacyjnych, a nie odwrotnie). Widzimy też święcenie rowerów oraz niezliczone konkursy dla dzieci, które i tak nie jeżdżą samochodami. Nieliczne bardziej odważne próby promocji zrównoważonej mobilności często ponoszą porażkę w wyniku braku dbałości o szczegóły. Tak zdarzało się na przykład z możliwością bezpłatnego korzystania z komunikacji zbiorowej przez posiadaczy samochodów. Dwa lata temu w Warszawie dużym utrudnieniem w realizacji tych uprawnień była niemożliwość dostania się do metra bez otworzenia bramki biletem. Z kolei rok temu w Łodzi z opłat zwolnił prezydent Kropiwnicki swoim zarządzeniem. Okazało się, że nie miał takiego prawa. Nagminne jest przekładanie wydarzeń na weekend, chociaż to o poruszanie się w zwykły dzień tygodnia najbardziej chodzi w tej akcji. Sporo wydarzeń koncentruje się na bezpieczeństwie pieszych i rowerzystów (z próbami wpływania na zachowania ich właśnie, a nie kierowców samochodów). Tak więc są wartości rozbieżne w stosunku do preferowanych przez europejskich koordynatorów, koncentrujących się raczej na wolności, jakości życia, zdrowiu czy też trosce o dobro wspólne jakim jest środowisko naturalne. Raporty z polskich miast są raczej opisami zorganizowanych imprez niż ścisłymi sprawozdaniami, o jakie chodzi Unii, zalecającej jasny wybór grup docelowych i mierzenie, jaki jej procent zetknął się z kampanią, wziął w niej udział, ocenił pozytywnie, a następnie zmienił swoje zachowanie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wyobraźnia urzędników wielu polskich miast nie wychodzi poza rozdawnictwo kamizelek odblaskowych i rysowanie czystego środowiska zamiast rzeczywistych działań na rzecz jego tworzenia.

Niestety, stosunkowo niewielu działaczy ekologicznych używa Dnia bez Samochodu i Tygodnia Mobilności, aby zaistnieć w debacie publicznej o transporcie. Niektórzy z nas biorą udział w organizowaniu kalekich obchodów organizowanych przez urzędników. Nieliczni inni realizują własne pomysły – i tak na przykład w 2004 roku krakowski działacz Olaf Swolkień zainteresował Straż Miejską samochodami parkującymi bez zachowania wymaganego przez prawo dystansu 1,5 metra od ściany budynku. Na niektórych uliczkach w centrum Krakowa dotyczyło w zasadzie wszystkich pojazdów, gdyż znaki umożliwiające parkowanie na chodniku ulokowano w miejscach, gdzie zachowanie tej odległości nie było możliwe. Akcja wzbudziła debatę, której efektem była zmiana części oznakowania. Niektórzy znajdują upodobanie w punktowaniu hipokryzji oficjalnych obchodów i w ten sposób starają się dotrzeć ze swoim przekazem. Np. Rafał Muszczenko z Zielonego Mazowsza tam relacjonował stołeczne obchody w 2008 roku: „większość (…) bawiła się w berka i chowanego z dziennikarzami, by nie dać się złapać przy jakimś samochodzie. (…) Inni z kolei udając, że nie mają wyboru, tłumaczyli się, że z Bemowa do Centrum absolutnie nie da się dojechać komunikacją miejską. Trzeba przyznać, że kilkanaście tysięcy mieszkańców Bemowa musiało się poczuć docenionych, że dokonują rzeczy tak nieprawdopodobnych. I to na codzień.”

Jak to zrobić z sensem?

W wielu miastach planowanie Europejskiego Tygodnia Mobilności odbywa się w partycypacyjny sposób. To dobry moment, aby zainspirować miasto do działań, które zostawią trwały ślad, albo chociaż ożywią dyskusję.

  1. Wrzesień to pora wywiadówek w szkołach. Warto je wykorzystać, aby rodzice dowiedzieli się na nich o wszystkich negatywnych konsekwencjach wożenia dzieci do i ze szkoły samochodami (nadwaga itp.). Zainspiruj zainstalowanie kilku nowych stojaków przed szkołami lub przekonaj ich dyrektorów, aby udostępnili miejsce dla rowerów w szatni. Jeżeli rodzice stwierdzą, że nie pozwalają dzieciom chodzić do szkoły piechotą ze względu na ich bezpieczeństwo, zorganizuj pilotażowo „chodzący autobus” (dzieci chodzą do szkoły w grupie, pod opieką osoby dorosłej).
  2. Spraw, aby miasto przeznaczyło wpływy z opłat za parking z tego tygodnia na infrastrukturę rowerową – i zadbaj, aby kierowcy dowiedzieli się o tym. W jednym z miast w Holandii na rewersie biletu parkingowego można przeczytać: „Dziękujemy za sponsorowanie naszego parkingu rowerowego”, co ma skłonić do refleksji na temat sensowności poruszania się samochodem.
  3. Spraw, aby na wszystkich stronach internetowych urzędów i instytucji finansowanych przez miasto znalazły się informacje, jak dotrzeć do nich transportem publicznym. Wiele osób jeździ samochodem, bo transport publiczny wydaje im się zbyt skomplikowany.
  4. Zainspiruj prezydenta miasta i innych ważnych urzędników (ze szczególnym uwzględnieniem mężczyzn po czterdziestce z nadwagą) do publicznego zadeklarowania deklaracji, że będą więcej chodzić pieszo. Niech deklaracje będą konkretne – ile kroków dziennie będą robić, aby poprawić formę? Łatwo to policzyć krokomierzem za kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych. Zapowiedz, że sprawdzisz rezultaty za kilka miesięcy i zrób to.
  5. W Europejskim Tygodniu Mobilności nie chodzi tylko o ekologię, ale też o dostępność miasta dla różnych grup osób, także tych ze specjalnymi potrzebami. Posadź prezydenta lub burmistrza na wózku dla niepełnosprawnych i zaproponuj, aby przejechał przez kilka głównych skrzyżowań. Jeżeli gdzieś utknie, zapewne sam zadba o szybkie obniżenie krawężnika (tolerowana przez taki wózek różnica wysokości to tylko 12 milimetrów). Znajdź jakiegoś radnego lub wysokiego urzędnika mającego małe dziecko i zainspiruj go do zrobienia tego samego z wózkiem dziecięcym. Jak sobie poradzi z przejściem podziemnym bez windy? – zdokumentuj to!
  6. Darmowa komunikacja zbiorowa dla wszystkich przez tydzień to oczywiście świetny pomysł, ale można też wykorzystać tę ideę w sposób mniej radykalny. Zainspiruj rozdanie osobom, które poruszają się zwykle samochodem z którejś dużej firmy bezpłatne bilety pozwalające „testować” komunikację zbiorową. Po zakończeniu próby przeprowadź ankietę, czy zostały użytkownikami transportu publicznego na stałe, a jeśli nie, to co trzeba by zmienić, żeby tak się stało.
  7. Zainspiruj całkowite zamknięcie dla samochodów ważnej ulicy miasta. Dla pieszych rozłóż czerwony dywan – zasługują na to! (Kopenhaga tak uczciła konferencję WALK21 w 2004 roku – dywan miał długość kilometra.) Zmierz poziom hałasu w dzień z ruchem samochodowym i w dzień bez samochodów.
  8. Jeżeli nie możesz zamknąć ulic dla samochodów, pokaż, że w mieście samochody nie są tak szybkie jak w reklamach! Zaproponuj organizację wyścig pomiędzy różnymi środkami transportu, w porze porannego szczytu. W Nowym Jorku to już tradycja – co roku na tej samej trasie z Brooklynu na Manhattan mierzy się kierowca samochodu, użytkownik transportu zbiorowego i rowerzysta. Nigdy nie wygrał tego wyścigu. W Poznaniu w 2008 roku zmierzyli się ze sobą prezydent Grobelny, dwaj wiceprezydenci oraz prezydencki kierowca. Jadący na rowerze Grobelny zdecydowanie wygrał. Podczas podobnego wyścigu w Sao Paulo rowerzyści wygrali nawet z użytkownikami helikopterów
  9. Zorganizuj kursy ecodrivingu (oszczędnego, bezpiecznego jeżdżenia) – dla tych, którzy jeżdżą najwięcej (np. taksówkarze) lub tych, którzy dopiero przygotowują się do egzaminu na prawo jazdy. Nawet bez zmiany środka transportu poprzez zmianę sposobu jeżdżenia można zaoszczędzić 20 procent paliwa!
  10. Spraw, aby miasto dowartościowało użytkowników transportu zbiorowego poprzez informacje na biletach jednorazowych i miesięcznych. W wielu miastach umieszcza się tam reklamy albo miejskie widoki – może podczas Tygodnia pasażerowie mogliby się z nich dowiedzieć, że jeden autobus taki jak ten, który jadą, wiezie tyle samo ludzi, co sznur samochodów długości 300 metrów? Albo że mimo że jadą tym samym pasem co samochodu, wdychają o jedną trzecią mniej zanieczyszczeń?
  11. Zwróć uwagę na ogromne straty, jakie ponoszą miasta, przeznaczając tereny w centrach miast na parkingi. Wynajmij przestrzeń parkingową, kupując bilet parkingowy w automacie i wstawiając go np. za szybę samochodu-zabawki. Następnie ogródź tyle miejsca, ile zająłby parkujący samochód, postaw leżaki, parasole, ciesz się jesiennym słońce i udzielaj wywiadów. Zwracaj w nich uwagę na różnice między ceną metra mieszkania czy sklepu w kamienicy obok a ceną metra parkingu. Niektórzy bardziej zaawansowani praktycy tego typu działań z Nowego Jorku czy Niemiec posuwają się do wyłożenia zagarniętego w ten sposób terenu murawą.

Nawet realizacja jednej trzeciej z tych pomysłów sprawi, że Dzień bez Samochodu w twoim mieście będzie najciekawszym w kraju.

Kontrowersje

Europejski Tydzień Mobilności, choć doprowadził do wielu trwałych zmian w europejskich miastach, bywa również krytykowany. Po pierwsze dlatego, że mobilność jako cel, kiedy na świecie coraz szerzej uświadamiamy sobie problem kurczenia się zasobów energii, staje się kontrowersyjna. Czy zamiast mobilność nie powinniśmy raczej promować bliskości? Starać się wpływać na rozmaite decyzje przyczyniające się do rozlewania się miast i wzrostu długości podejmowanych codziennie podróży? Po drugie, termin – druga połowa września – to czas, kiedy pogoda w sporej części Europy właśnie zaczyna się psuć. Nie jest to najszczęśliwszy czas na promocję codziennego jeżdżenia rowerem, chodzenia, a nawet czekania na tramwaj.

Wojciech Makowski
– działa na rzecz zrównoważonego transportu w Łodzi, w roku 2008 próbował wspierać miejskich koordynatorów Dnia bez Samochodu tworząc portal www.miastowruchu.pl, bloguje o transporcie i innych sprawach na www.zpiotrkowskiej.wordpress.com.

Artykuł pierwotnie ukazał się w magazynie ekologicznym „Kropla”