Londyn: Temat transportu zdominował kampanię wyborczą


Livingstone

Ken Livingstone w drodze do pracy

Czy popierany przez Partię Pracy Ken Livingstone zostanie pierwszego maja po raz trzeci burmistrzem stolicy Wielkiej Brytanii? Na odpowiedź czekają nie tylko londyńczycy, ale wszyscy, którzy zastanawiają się, jak daleko można się posunąć we wprowadzaniu proekologicznych rozwiązań, aby nie przegrać wyborów.

Za politycznego samobójcę uznano Livingstone’a już w 2003 roku, kiedy wprowadzał pięciofuntową opłatę za wjazd do centrum. Jednak jego notowania po tym ruchu wzrosły o dziesięć procent. Na ostatnie miesiące kończącej się kadencji przypadły kolejne działania na rzecz zrównoważonego transportu. Otwarto pierwsze pasy autostrad w pobliżu Londynu, po których mogą poruszać się tylko pojazdy wiozące co najmniej dwie osoby. Livingstone ogłosił plan inwestycji w infrastrukturę rowerową, którego realizacja ma kosztować 400 milionów funtów i spowodować czterokrotne powiększenie ilości podróży odbywanych rowerem do 2025 roku. Jeżeli wygra, w październiku powstanie w Londynie strefa niskiej emisji – pojazdy o szczególnie wysokiej emisji spalin będą podlegać opłacie aż 25 przy każdym wjeździe, co uderza w ciężarówki, ale też samochody terenowe i sportowe takie jak Porsche (firma odpowiedziała procesem). Fundusze z tych opłat mają sfinansować utworzenie systemu rowerów miejskich podobnego do funkcjonującego już w Paryżu. Hasłem wyborczym Livingstone’a jest również „miliard funtów inwestycji w transport publiczny co roku”.

Konserwatyści wystawili przeciwko Livingstone’owi swojego głównego rowerzystę, posła Borisa Johnsona, który jest jednak przeciwny wprowadzanym przez Livingstone’a opłatom.

Londyńczycy zagłosują 1 maja. Wśród nich nawet do 300 tysięcy Polaków.

[tekst pochodzi z papierowego wydania kwartalnika miastowruchu.pl]